Cóż...Wydawało się, że nabywając legendarny blender Vitamix moża jeść zupełnie bez gotowania i bez kuchni. A ja czekałam z szejkami aż wszystko będzie ładnie i na miejscu. Podczas remontu i tak myłam naczynia pod prysznicem, a łazienkę mam szeroką na 75 cm...i w tej ciasnocie jeszcze myć owoce, płukać szpinak... suszyć blender...o nie. Vitek to zwieńczenie kuchni i - jako, że już popsułam raz jeden kielich - nie chciałam drugi raz narażać sprzetu na moją nieuwagę itd.
Zatem dziś, w końcu pierwszy soczysty, pyszny, zielony szejk...Mam też nadzieję, że to jeden z pierwszych kroczków do codziennego, regularnego picia szejka (zamiast drugiej kawy, a w przyszłości zamiast kawy w ogóle, albo pierwszej ;)). Ostatnio byłam tak zmęczona, że nawet nie miałam ochoty zmusić się do picia szejków. No ale czas się wziąć w garść i wprowadzić postanowienia i zmiany. Nawet jeśli depresja i znużenie mówą jedno, to rozum i nowy nawyk pomogą zrobić co innego...I wiem już, że tak jak w zeszłym roku zimą, kiedy to przeszłam na weganizm i odczułam pierwszą euforię - miałam ogromny przypływ energii i siły (całą zimę jeździłam rowerem i nie chorowałam), tak samo będzie teraz, tylko trzeba zawsze mieć w domu na rano te kilka owoców i warzyw oraz pestek, które można zmielić na pyszny, aksamitny szejas. A samopoczucie za chwilę się poprawi, niech tylko wszystkie składniki dostaną się do krwioobiegu...
Szejk na dziś:
surowy szpinak
dojrzały banan
kawałek ogórka ze skórką
2 łyżki pestek słonecznika
woda
W sumie to już mi lepiej, szejk wypity, post napisany a gęba się cieszy pomału.
Pomysł i porada (P&P)
ps. W sprawie "organizacji kuchni" - pomyślunek jest, ale jeszcze widać mi nie idzie...Wczoraj blanszowałam surowy szpinak do pierożków, został mi w garnku sok ze szpinaku i - zgodnie z moim planem dobrej organizacji wykorzystania skłądników i nie marnowania jedzenia, wstawiłam go do lodówki aby użyć do szejka, a rano...zapomniałam i dolałam wody. No więc taka miała być organizacja kuchni, że do szejków kiedy można dolewam wartościowe wody z minerałami, które czasami zostają z przygotowania innej potrawy poprzedniego dnia, a czasami np. z poranego płukania kiełków (o ile będę pamiętać aby to zrobić przed zrobieniem szejka).
Cóż, wykorzystam ją może dziś do bezglutenowych kotlecików z soczewicy, marchwi i mąki kukurydzianej...
Zatem dziś, w końcu pierwszy soczysty, pyszny, zielony szejk...Mam też nadzieję, że to jeden z pierwszych kroczków do codziennego, regularnego picia szejka (zamiast drugiej kawy, a w przyszłości zamiast kawy w ogóle, albo pierwszej ;)). Ostatnio byłam tak zmęczona, że nawet nie miałam ochoty zmusić się do picia szejków. No ale czas się wziąć w garść i wprowadzić postanowienia i zmiany. Nawet jeśli depresja i znużenie mówą jedno, to rozum i nowy nawyk pomogą zrobić co innego...I wiem już, że tak jak w zeszłym roku zimą, kiedy to przeszłam na weganizm i odczułam pierwszą euforię - miałam ogromny przypływ energii i siły (całą zimę jeździłam rowerem i nie chorowałam), tak samo będzie teraz, tylko trzeba zawsze mieć w domu na rano te kilka owoców i warzyw oraz pestek, które można zmielić na pyszny, aksamitny szejas. A samopoczucie za chwilę się poprawi, niech tylko wszystkie składniki dostaną się do krwioobiegu...
Szejk na dziś:
surowy szpinak
dojrzały banan
kawałek ogórka ze skórką
2 łyżki pestek słonecznika
woda
W sumie to już mi lepiej, szejk wypity, post napisany a gęba się cieszy pomału.
Pomysł i porada (P&P)
ps. W sprawie "organizacji kuchni" - pomyślunek jest, ale jeszcze widać mi nie idzie...Wczoraj blanszowałam surowy szpinak do pierożków, został mi w garnku sok ze szpinaku i - zgodnie z moim planem dobrej organizacji wykorzystania skłądników i nie marnowania jedzenia, wstawiłam go do lodówki aby użyć do szejka, a rano...zapomniałam i dolałam wody. No więc taka miała być organizacja kuchni, że do szejków kiedy można dolewam wartościowe wody z minerałami, które czasami zostają z przygotowania innej potrawy poprzedniego dnia, a czasami np. z poranego płukania kiełków (o ile będę pamiętać aby to zrobić przed zrobieniem szejka).
Cóż, wykorzystam ją może dziś do bezglutenowych kotlecików z soczewicy, marchwi i mąki kukurydzianej...
Ja pomimo zimy również wyciągnęłam swój szejker, bo zachciało mi się banana ze szpinakiem :))) Ale Vitamixa zazdroszczę!
OdpowiedzUsuń