Wegańskie kotleciki z soczewicy i marchwi w sezamie - bezglutenowe

(P&P) Ostatnio nagotowałam większą ilość, bo aż 500g gram suchej, soczewicy - część pójdzie do zupy, cześć do ryżu z soczewicą, a  na razie do lodówki oraz 1,5 kg marchwi. Z pozostałej części zrobię "sałatkę żydowską" - (marchew gotowana i kiszony ogórek w kosteczkę, cebulka zeszklona na oleju - wymieszać). Sorry jej nie zrobiłam zdjęć, bo zeżarłam wszystkie ogórki. Pierwszy raz trafiłam w sklepie tak pyszne i kruche a mocno ukiszone. No nie mogłam się powstrzymać. Kupiłam tylko na próbę, pierwszy raz, niewiele, ale zanim doszłam do domu już ich nie było. No i nici z mojego pięknego planu praktycznego robienia kilku dań "na raz".

Ale wczoraj były kotleciki, a że miałam niespodziewanego gościa, kształcącego się w gotowaniu bezglutenowym, to zamiast panierki w bułce tartej postanowiłam, po raz pierwszy w życiu! - i jestem z siebie dumna - użyć sezamu. Tym bardziej, że kupne bułki tarte nie wiadomo z jakiego składu mąki są robione, a jeśli z bagietek czy białych bułek to mogą być nawet nie wegetariańskie nie mówiąc juz, że niewegańskie, bo do mąki dodają L-cysteinę czy (ostatnio przeczytałam na bagietkach w Biedronce)  mono i diglicerydy  kwasów tłuszczowych).  Na szczęście bułki z dynią z Biedronki są OK.

nie marnuję (NM)
Więc koniec z kupną bułka tartą! Następną (jeśli) to będę sama z suchej bułki mielić w Vitamixie - już założyłam słoik, gdzie wrzucam piętki niezużytego pieczywa wegańskiego.
Sezam zaś w tym przypadku przeszedł moje oczekiwania: nie osypywał się, ani nie przypalał (czego się obwaiałam, ale to te chemiczne "bułki tarte" palą się po kilkunastu sekundach...)


Kotleciki z soczewicy i marchwi w sezamie:
ok 2 szklanki ugotowanej soczewicy brązowej

ok 5 marchwi ugotowanych, ze skórką
różne resztki z lodówki (u mnie pasta z marchwi i resztka farszu z tofu i szczypiorku) (NM)
ok 0,5 szklanki maki kukurydzianej
ok 2-3 łyżki mąki z tapioki (myślałam, że mam do zagęszczenia skrobię ziemniaczaną a to była tapioka!)
lub właśnie skrobi (ziemniaczanej, kukurydzianej  lub płatki ryżowe - obojetnie, coś do zagęszczenia, co "pije wilgoć")

(P&P) A! Przyprawiałam "Przyprawą do mielonego, farszu i klopsików" Prymat. Czasem sie posiłkuję takim zestawem gotowym...a  jest bez sztucznych dodatków - a w przyszłosci zamierzam, jak mi spodoba się skład jakiejś mieszanki, to spisać po prostu skład i zrobić podobną. Na razie jednak nie mam jeszcze na to głowy, a chciałam aby wszystkojedzącym domownikom smakowały, wiec użyłam tej mieszanki, która jest dość słodka  w aromacie i pasowała do marchwi.  ALE nie można jej używać do dań bezglutenowych!, bo zawiera śladowe ilości glutenu z zakładu prodkukcyjnego. (Dopiero teraz doczytałam).

Soczewica podzielona
Resztki z lodówki użyte
Marchew na 2
Miksuję i doprawiam: skład przyparawy: to chyba nie będzie plagiat?, bo nie znamy przecież proporcji, ale jawny skład z opakowania  jest taki: sól, papryka słodka, czosnek, kolendra, cebula, majeranek, marchew (hm...teraz wiem czemu mi "pasowała do marchwi"), pieprz czarny, tymianek, chilli, rozmaryn, ziele angielskie. (O! To chyba ono robi tę specyfikę!)

Zagęszczam, aby się nie rozpadały. Ale masa powinna zostać lekko wilgotna, bo jeśli na etapie lepienia kotlecików w ręku bedą już w sam raz  suche,  to na patelni zrobią się "kamienne". No, metodą prób i błędów to się człowiek nauczy, powinny być zawsze odrobinę za mokre, to po usmażeniu będą ok. Tak samo nie ma co za dużo od razu wsypywać mąki kuku, bo ona z czasem też wchłania wilgoć i może się okazać, że ostatnie smażone  kotleciki będą już całkiem suchawe. Przydaje mi się więcej cierpliwości podczas smażenia i niezbyt pochopne odwracanie na drugą stronę. Po chili dłuższej trącam z boku widelcem i jak zaczynają się dawać przesuwać, to wtedy pilnuje koloru i odwracam jak są  ładne i dają sie na boczku postawić. A! Zdarza się, że pierwsze mi nie wychodzą, więc pierwszy kładę jeden (jak bywa z naleśnikiem) ale z czasem patelnia jest już mocno nagrzana.


Kotleciki miały masę 1 czubatej łychy do zupy i obtaczałam je w sezamie, na patelni troszkę spłaszczałam i dociskałam do dna. Smażyłam na oliwie po ok 2 minuty z każdej strony. Wyszło ich około 25 sztuk.

(NM) Acha! A ten sezam z patelni, co się oprószył, to był taki pyszny, że po odcedzeniu,  został użyty jako dressing do sałatki z pomidorów  na kolację.

Komentarze

  1. Pieczenie w piekarniku to super sprawa i wbrew pozorom do zrobienia kotletów wcale nie potrzeba patelni! :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz