Jak się źle poczuć - przepis gwarantowany.I mocne postanowienie poprawy :)

Od dziś popołudnia zaczynam detoks śluzowy i glutenowy, i cukrowy - zobaczymy...Będzie kasza jaglana w szejkach na śniadanie, ryż brązowy, będą curry, soczewice, hummus, warzywa słodkie, pieczone selery, pietruchy, zupa-wywar na śniadania, dużo kaszy gryczanej, mąka kukurydziana, daktyle, placuszki będą i ogólnie osuszająco-rozgrzewająco będzie...Kupiłam ryże i grykę - aby samemu zmielić je na mąkę w drugim kielichu Vitamixa, tym do mielenia zbóż...Chciałam też kupić jakąś dobrą mąkę chlebową, ale ze trzy razy miałam ją w ręku w sklepie (Melvit, Gdańskie Młyny), ostatecznie tym razem nie kupiłam, coś mnie odrzucało. Na razie daję spokój.

A było to tak: (nie obchodzę helloł-winu, ale mój opis brzmi jak wegan- horror....)

Ledwo łażę, i z 4 razy rezygnowałam z opisania tego tutaj, ale jednak piszę.

Otóż - ostatni tydzień, mimo purystycznych wpisów na blogu i mocnego postanowienia poprawy obfitował u mnie w same wpadki. Na przykład w białą mąkę, racuchy obiadowe  - z przedszkola (dopiero dzień później, zużywając ze zdziwieniem kolejną chusteczkę do nosa zdałam sobie sprawę, że  przecież prócz białej bialuśkiej mąki, one zapewne były na krowim mleku! Stąd znowy katar, wodnisty, no taki jakiego nie miałam już od daaawna...! Ja zupełnie odwykłam, że ktoś mleka dla cieląt jeszcze w ogóle używa, bo u nas w domu go od ponad roku nikt nie kupuje! I po prostu nie pomyślałam, że w racuchach w lodówce, które jak ja robię  - to zawsze na mlekach roślinnych - może być co innego!) Ot - wyluzowałam czujność wśród tych wege blogów i w domu:). Poza tym były i  ciastka, słodycze z białej mąki i z cukrem. Do tego olej...A wczoraj to już kompletna klapa...(Jakby mogło być jeszcze gorzej. Może.)

Jeszcze na cmentarz kilka dni wcześniej wiozłam 4 wielkie kwiaty, a że "z rowerem nie wypada" i nie mogłam ich zawiesić na kierownicy,  to ...głupia, niosłam je ambitnie sama, w rękach, i nadwyrężyłam sobie dolne partie kregosłupa. Potem w sobotę byłam " w pracy", gdzie owszem zjadłam, miałam ze sobą: pyszne figi, sojowe mleczko, ciepłą herbatę,  ale w ostatniej godzinie dobiłam się...czekoladą, (która tam leżała, z bakaliami, leżała 5 godzin nietknieta przeze mnie ale zbyt to było długie kuszenie) i niby nie całą, kilka kostek, ale już kilka minut później zaczęły się mdłości, pobudzenie i kręcenie w brzuchu. Pożałowałam błyskawicznie! Ale co z tego?   I pomyślałam: czemu, no czemu ja to sobie robię?! Przecież wiem, że źle mi po tym :(

Na dobitkę z tego nakręconego zmęczenia (bo cukier biały podbił insulinę a zarazem przyczynił się do oczywistego jej potem spadku i poczucia zmęczenia, a po przemyconym w racuchach zapewne mleku zaczął się zatokowy katar), kupiłam w Biedronce zwykły, biały, oczyszczony a nie razowy makaron (czego nie jadłam już chyba od roku, bo zawsze tylko razowy, ten  z Tesco lub z Biedry). No i Luuuudzie...Masakra. Nie wiem czy to ta biała mąka, czy to, że sos pomidorowy był z olejem a nie oliwą, generalnie po tym makaronie, już z 10-15 minut później brzuch miałam twardy jak kamień, czułam mdłości, zawroty głowy, burbulencje, duszność (niemożność głębszego odetchnięcia, kołatanie serca) itd itp...Dawno tak nie miałam "źle" po posiłku.. Na tym zdrowym weganiźmie to się po prostu mi nie zdarzało a tu taka seria...:((((

Poszłam się przewietrzyć a po powrocie, wyrzuciłam resztkę mojego biało-pszennego dania do woreczka i do kosza, wiedząc, że nie ma mowy abym drugi raz to dojadła. Marzyłam tylko o jaglance z bananem :(A może mi się tak niedobrze zrobiło, bo oglądałam akurat Gesslerową, o tej rewolucji w "kiełbasiarni"? No nie wiem, może po prostu wszystko...?)  Trzeba też dodać, że od miesiąca  miałam kupioną na próbę jakby  kostkę Planty w lodówce, i kilka dni wcześniej wzięłam jej trochę na patelnię, bo zabrakło mi oliwy i też- to był jakiś straszliwy smród?!, ona chyba nie jest wegańska? - musiałam też danie wyrzucić, bo dom śmierdział jakby łojem, a danie nie nadawało się do spożycia. Jak ja dawniej mogłam tego używać? To jak jakiś olej smar samochodowy...:/ Odwykłam od takiego zapachu, bo używałam jedynie oliwy z oliwek, apteczny surowy olej lniany budwigowyten co trzeba go z lodówki, aby był nieutleniony,  oraz zwykły rzepakowy, ale one przecież  tak nie cuchną!

Okropność. Także ten ostatni tydzień obfitował naprawdę kompletnie wbrew moim potrzebom, regułom, intuicji,  zdrowiu, i samej mnie w same wpadki, klapy...no ale to jeszcze może się człowiekowi czasami na początku zdarzać. Ale tak źle po posiłkach to się nie czułam juz chyba ...ze 2 lata? Do tego zatoki, katar- zaśluzowany orgaizm, znowu rolka papieru koło kompa... Płynąca gula w gardle...Oczy napuchnięte rano, i ten wodnisty wysięk...

A dzisiaj rano jak wstałam, było już lepiej (akurat),  i sobie myślę, że szkoda marnować jedzenie i  tego makaronu co leży w woreczku, że już go dojem, ale więcej go nie kupię, i zjadłam, bo w smaku to był on...smaczny...ale  ....   nie minęło 10 minut - to samo! No Ludzie! myślałam, że sobie w łeb strzelę, czysty biały makaron tak mnie dobił. Okropieństwo! A Pepsi Eliot dziś pisze o glutenie na swoim blogu...Jakby o mnie pisała...Taka zmęczona i wykończona, pochlastana, z bolącym mostkiem, zaśluzowana, z katarem, i zastojem energii, wycieńczona nie czułam się od wieeeelu miesięcy, a już zupełnie nie mogę sobie wyobrazić takiego samopoczucia np. w zeszłym roku zimą, gdy jadałm wegańsko i w sporej ilości surowo...i popylałam rowerem w śniegu do kolan...i z uśmiechem na zmarźniętych polikach :)


Także dzisiaj pojechałam do Tesco i zrobiłam zakupy, aby już więcej nie mieć takich beznadziejnych sytuacji, że jestem zmęczona i nie mam co do garnka włożyć i kupuję jakieś koszmarki lub w zmęczeniu wracam do starych nawyków. Jak to piszę i tak mnie wciaż trzyma i  kłuje za mostkiem, i jeszcze mi "nie zeszło". I chyba po tym dwukrotnym dobiciu się, zdecydowałam się to cholerstwo opisać.

I pomyśleć, że kiedyś CAŁY CZAS się tak czułam. Nie myślałam, że można lepiej, inaczej. A na zatoki brałam strzyk- spraya do nosa Budherinu, na śluz w gardle - jakieś spraye z apteki, na ból- Ketonal, na żołądek - piłam...litr mleka UHT 3,6 % i nie miałam zaparcia 9nietrawienie laktozy powoduje rozwolnienie) no i kawa, kawa na poruszenie sił i "na brak energii".  Miałam wtedy chyba z 80lat, stawy spuchnięte, ręce opuchnięte... zastój wody w organiźmie. Teraz, to tylko parę dni powrotu do starych nawyków,  nie było tak źle, ale mi to przypomniało, od czego już się uwolniłam dzięki właściwościom właściwego pokarmu i że naprawdę nie można dopuszczać do WEGAN - HALTU. (Hungry, Angry, Lonely,Tired). 

Także ufff.... Opisałam, a od jutra rana cudowne, osuszające, bezglutenowe, grzejące śniadania jaglane z Vitkiem w tle :)


Komentarze

  1. Oj, nie zazdroszczę Ci bo wiem co to jest :(
    Też czasami tak mam jak zjem coś bardzo przetworzonego (zdarza się ;-) ) Bez bicia się przyznaję do białego chleba (lubię i czasami mam ochotę na inny niż razowy) ale różnie się po nim czuje.
    Ale Zou, jesli chcesz sobie pomóc w oczyszczaniu to polecam Ci jeszcze poranne płukanie ust olejem (stosuje od 6 dniu dopiero ale czytałam że daje niesamowite efekty). Możesz o tym na blogu Cudowne diety poczytać :-)
    Pozdrawiam
    Edyta

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, Oj, przykro mi, że też Ci się zdarza takie okropne samopoczucie po posiłku....Tak myślę, ze to chyba dobrze, bo organizm daje znać, czego nie lubi....Wiadomo- czasem się chce przypomnieć "dawne smaki" albo tak jak piszesz, po prostu ma się ochotę na odmianę...(ja szybko zapominam, jak okropnie sie czułam, i za każdym razem wydaje mi się, że jak znów sprawdzę, to tym razem będzie inaczej ;). No ale nie jest.
    Dzięki za radę - znam ten blog, jest świetny, rzetelny, poczytam o tym oleju! ps. na oczyszczanie to się szykuję na luty/marzec...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz