po kilku latach

heh...  minęło kilka lat od ostatniego wpisu.  przez ten czas wiele sie zmieniło i teraz znów zaczynam od początku z powroten na weganizm.  w miedzyczasie przyszedł na świat nasz Synek,  pod koniec ciaży miałam komplikacje z ciśnieniem no i sie przytyło... ;)  Mój Men nie podziela mojej fascynacji,  często zastanawiałam sie czy nie ma w tym. mojej winy,  może za duży entuzjazm działa na zasadzie utrudniania....  ale ja zawsze taka byłam i to zbliżało do mnie ludzi,  tak pozytywnie.  jednak w związku stało sie inaczej.  pewnie to kwestia osobnicza ;)  Często myślę o książce ukryta siła Rich Rolla -  jego żona do niczego nie nakłaniała go,  była soba,  robiła swoje aż pewnego dnia...  dalej znacie historię.  ja sie jednak czuje samotna gdy nie dzielimy z partnerem pasji gotowania i jedzenia.  rzed przeprowadzka byłam. blizej Bliskich,  Siostry,  Babci i z nimi zawsze było fajnie,  wesoło,  podczas śniadania planowaliśmy obiad ;)  potem. podwieczorek i podkurek ;)....  nie chodzi o to że "mieso musi być"  bo nie,  nie chodzi o to.  Synka wychowujemy po mojemu ale że mi po prostu smutno że mój entuzjazm,  zachwyty itd może przynosić odwrotny efekt.  dlatego postanowiłam popisać znów tutaj.  odkryłam zresztą,  że weganizm. daje mi siłę -  dosłownie i w przenośni....  jestem łakomczuchem. i łasuchem,  a Miły mój ma zwyczaj kupować dużo słodyczy które leżą na wierzchu w końcu i ja sie skuszałam, na to co On ma w lodowce.  jak jednak mówie sobie że wracam do wegan, to jest mi po prostu łatwiej i silniej.
teraz jeszcze musze przemóc obrzydzenie do zdrowych szejków które mam po miesiącach niedrowego jedzenia....  zawsze tak mam na początku -  zakwaszony organizm to wstręt do zieleniny... taka równia pochyła.  Biały cukier,  tłuszcze....  no i sie utyło.  już raz zrzuciłam 25 kg o czym pisałam kilka lat temu.  teraz jednak jest trudniej bo nie jeżdzę tyle rowerem i nie trenuje nordic walking -  siedze w domu z Dzidzią....  ale czas się doogarnąć i wziąć za siebie.  Jakiś czas temu zrobiłam 3 tygodnie postu dr Dąbrowskiej ale teraz w stycznie jeszcze nie mam na niego siły,  zacznę może pod koniec lutego lub marca aby wyjście przypadło na wiosnę.   teraz staram sie wczuć co tym razem będzie dla mnie najlepsze -  na razie jadę na wegańskim i gotowanym,  zimowym jedzeniu.  zupy.  warzywa z piekarnika.  kasze.  kiszonki...  Ale jak zawsze -  ciągnie mnie zimą do Raw-u.  Kupiłam też mniejszy kielich do Vitamixa.  jest super.  Czasem warto upgrejdować blender ;)  no i tyle u nas....  może to pisanie mi pomoże tak,  jak poprzednio.  bo juz wpadam w doła z tej samotności kulinarnej w domu.  pozdrawiam. wszystkich serdecznie!  czas na szejka z mango bo juz mi przejrzewa,  Synek dziś wyssał mango z takiego smoczka do którego sie wkłada silikonowego,  teraz czas na mnie....

Komentarze

  1. Fajnie, że wróciłaś, dziel się pasją z czytelnikami :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzieki... chyba tak jest najlepiej.... chociaz mam wrazenie ze to smutne jak stoł nie łączy ludzi... nie dzieli tez ale i nie łączy....

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kielich 0,9 do Vitamixa robi wszystko
      to co duzy, ( czyli zrobi to o co pytasz, chociaz np do musu z jednego avokado ja bym wybrala zwykla zyrafe blender) tylko nie jest taki wysoki i łatwiej zrobic mniejsze ilosci no i wygarniać łatwiej i mieści sie pod szafkami, jest super!

      Usuń

Prześlij komentarz